Koperta ze znakiem małpki.

urzadatum [dot] opole [dot] pl

Strona z projektami dofinansowanych z funduszy europejskich realizowane przez Miasto Opole
Strona z informacją o projektach dofinansowanych ze środków budżetu państwa
Strona główna elektronicznej platformy usług administracji publicznej
Strona Biuletynu Informacji Publicznej Urzędu Miasta Opole
udostępniony zestaw kanałów informacyjnych RSS strony www.opole.pl
Tłumacz języka migowego
tekst łatwy do odczytania ETR
Miasto
Kultura

Śląskość może być atrakcyjna - rozmowa ze Zbigniewem Rokitą

Zbigniew Rokita

Zbigniew Rokita jest pisarzem, dziennikarzem i publicystą, który specjalizuje się w tematyce związanej z Górnym Śląskiem i Europą Środkowo-Wschodnią. Zapraszamy do lektury rozmowy i udziału w spotkaniu z autorem podczas opolskiego Festiwalu Książki.

 

 

– W swojej najnowszej książce „Odrzania. Podróż po Ziemiach Odzyskanych” piszesz o największym demograficznym eksperymencie w dziejach dwudziestowiecznej Europy. Na ile Twoim zdaniem ten eksperyment okazał się udany i czy rzeczywiście to, co się wydarzyło, nie miało precedensu w powojennej historii naszego kontynentu?

– Rzeczywiście nie miało precedensu na taką skalę. Po pierwszej wojnie światowej co do zasady zmieniały się granice, a ludzie zostawali na swoim miejscu – tymczasem po drugiej wojnie było odwrotnie. Polska i Niemcy były najbardziej spektakularnymi wyjątkami. A eksperyment ów w dużym stopniu się udał. Udało się zrealizować założone przez władze cele: m.in. transfer ludności (w tym przekonanie do migracji ludzi spoza Kresów, którzy stanowili później zdecydowaną większość mieszkańców regionów zachodnich i północnych), wymiana terytoriów, przesunięcie Polski na zachód, integracja tych ziem z resztą kraju. Nie udało się natomiast w pełni wymazać śladów cywilizacji identyfikowanej z niemieckością sprzed 1945 roku oraz załatwić kilku innych spraw. Ogólnie jednak rzecz biorąc projekt „Ziem Odzyskanych” zakończył się sukcesem – choć nie musiał.

– Jak podkreślasz, wciąż widać szwy, którymi pozszywano dwie Polski przedwojenną i powojenną. Gdzie najmocniej je widać? Czy to być może kwestia niemieckiej architektury naszych miast i miejscowości, sprzętów domowych, które pamiętają dawne czasy? A może bardziej sposobu bycia, kultury i języka?

– Nie lubię myśleć o przeszłości tych ziem jako o wyłącznie niemieckiej. Dla moich przodków jako Ślązaków w tym napięciu polsko-niemieckim nie pozostałoby już dużo miejsca. Choćby na wspomnianą architekturę chętniej patrzę jak na architekturę europejską niż niemiecką. Szwów jest sporo, rozkładają się polifonicznie, mgliście – to różnice widoczne w mapach wyborczych, dbałości o zabytki czy doświadczeniach niewypowiadanych wciąż głośno.

– W „Odrzani” kontestujesz samą nazwę „Ziemie Odzyskane”. Dlaczego? Czy Twoim zdaniem, to co wydarzyło się po 1945 roku możemy rozpatrywać w kategoriach zysków i start?

– Czas najwyższy, dziś możemy już również w taki sposób spojrzeć na wymianę terytoriów. A ta Polsce z gospodarczego czy geopolitycznego punktu widzenia się opłacała. Nie są policzalne ludzkie cierpienia i lęki z jednej strony, a nadzieje i radości związane z migracjami powojennymi, ale możemy policzyć – i robią to naukowcy, na których w książce się powołuję – jakie korzyści właśnie polityczne czy gospodarcze Polska odniosła. Polska zyskała port szczeciński, Odrę, zurbanizowane terytoria czy niezniszczone zagłębie noworudzko-wałbrzyskie. Choć zawsze gryzę się w język i piszę, że „Polska zyskała”, a nie „my zyskaliśmy”. Jednak utożsamiam się z perspektywą mojej rodziny z Gleiwitz przede wszystkim i wolę zachować dystans.

– Czy w takim razie „Odrzania” zasługuje na nową opowieść w podręcznikach do historii? Czy my, jako mieszkańcy Opola, Szczecina czy Wrocławia, mamy prawo tego oczekiwać?

– Macie, ale równie bardzo, a może bardziej tej opowieści potrzebują osoby z Wiślanii – z Krakowa, Warszawy, Białegostoku. Wiele elementów „odrzańskiej” historii powojennej weszło do kanonu – choćby przesiedlenia błędnie nazywane repatriacjami – ale wiele wciąż na to czeka jak pozytywistyczne doświadczenie budowania „Ziem Odzyskanych”, zbrodnie Sowietów i Polaków na tych terenach czy niepewność granic. Wiele załatwić może jednak edukacja regionalna. Postawiłbym na nią i nie tworzyłbym ścisłych kanonów opowieści o naszych małych światach. Zaufałbym fantazji uczniów i nauczycieli. Póki co mamy w szkołach edukację regionalną, ale przede wszystkim Warszawy, Lwowa i Kamieńca Podolskiego.

– Pochodzisz z Gliwic i jesteś autorem jednej z najbardziej popularnych książek o Śląsku w ostatnich latach – „Kajś. Opowieść o Górnym Śląsku”. A jednocześnie piszesz, że przez większą część życia wypierałeś swoją śląską tożsamość? Dlaczego i co skłoniło cię do zmiany sposobu patrzenia na ten temat?

– Śląskość wydała mi się w pewnym momencie atrakcyjna, choć wcześniej przeżywałem ją jako obciachową, nieciekawą, nudną, martwą, jako „niedopolskość”, nie upodmiotawiałem jej. Zainteresowało mnie to, że w jednej osobie mogą być dwa tak różne kody kulturowe – polski i śląski, dwie konkurujące ze sobą narodowości, tożsamości, perspektywy na przeszłość. Zorientowałem się, że w moim domu rodzinnym za ścianą jest jeszcze jeden dom, o którym nie miałem pojęcia. Dopiero sobie go oswajam, ale pociąga mnie jego bluźnierczość, pociąga mnie bycie i ptakiem i ornitologiem, i przeżywającym, zmieniającym się i reporterem, który to opisuje. Atrakcyjność to jedyny ratunek dla śląskości, a konserwowanie jej takiej, jaką była przed wojną, jest drogą do TV Polonii.

– Śląsk to kraina, która przeciętnemu zjadaczowi chleba nad Wisłą może nadal kojarzyć się z górnictwem i roladą z kluskami. Niewielu zastanawia się nad złożoną tożsamością regionu i jego mieszkańców, o czym chociażby świadczą niemieckobrzmiące nazwiska czy nazwy miejscowości. Czy Twoja książka i to, co ostatnio dzieje się wokół uznania języka śląskiego przez polski parlament ma szansę to zmienić?

– To się zmienia. Mniejszość śląska ma szczęście i nieszczęście, że jest jedyną mniejszością etniczną lub narodową w Polsce wielkomiejską. Szczęście, bo mamy liczną inteligencję, instytucje, ambasadorów. Nieszczęście, bo prowincja pozwala dłużej mniejszościom trwać, choć ja wolę szybkie zmiany, konfrontacje, a gdyby śląskość miała okazać się za słaba w konfrontacji z polskością, europejskością to trudno, nie będzie śląskości. Ale temat Górnego Śląska to nie temat etnograficzny, to wyzwanie dla polskości: czy Polska chce być krajem różnorodnym, humanistycznym i humanitarnym, dbającym o słabszych czy nacjonalistycznym, który waserwagą będzie sprawdzał, czy nic nie odstaje od założonego wzorca i przycinał co ponadto. A to ostatnie robią tylko słabi i wystraszeni. Jeśli ktoś kibicuje więc śląskości, kibicuje silnej Polsce. A jeśli kibicuje słabej i agresywnej to wywiesza takie tablice jak wojewoda opolski w 2018 roku – „Dekalog Polaka” z hasłami w stylu „Bądź bez litości dla zdrajców imienia polskiego”. Nie wiem, co to znaczy być zdrajcą imienia polskiego czy być dla kogoś takiego bez litości. Chętnie o to bym wojewodę spytał. Wiem, że różne słowa mają swój kontekst historyczny, a władze województwa stać na lepsze uczczenie stu lat niepodległości Polski – np. rozdanie 100 obiadów biednym emerytom czy dzieciom.

– Na ile ważne jest Twoim zdaniem dbanie o swoją tożsamość regionalną, miejsca z którego się wywodzimy? Czy we współczesnym, zglobalizowanym świecie, tożsamość regionalna ma szanse przetrwać?

– A może właśnie szczególnie w tym świecie ludzie będą potrzebowali wykonturować się, odróżnić, rozpoznać swoją wyjątkowość w napływie zglajszachtowanych wzorców?

– Na koniec pytanie o Opole, które było stolicą przedwojennego Górnego Śląska, a dzisiaj chyba próbuje budować własną tożsamość między Dolnym i Górnym Śląskiem? Jak postrzegasz te wysiłki? Czy Opole dla ciebie, jako reportażysty i pisarza jest interesujące?

– Niezwykle. Gdybym nie mieszkał w Aglomeracji, mieszkałbym tutaj. Obserwuję jak Opole wymyśla sobie Opolszczyznę i zaczyna napełniać formę treścią, oddzielając się od reszty Górnego Śląska. Kibicuję waszemu województwu, choć wyobrażam sobie też, że powstałoby panśląskie województwo ze stolicami w Opolu i Gliwicach. Zresztą, gdybyście nie wywalczyli województwa to nie mielibyście też mojego wiceulubionego w Polsce pomnika – pomnika czynu wojewódzkiego na miejscu dawnego budynku rejencji. Ciekawi mnie, co stanie się z mniejszością niemiecką, która coraz bardziej przesuwa się na pozycje śląskie dobrze rozumiejąc czym jest Zeitgeist. Obserwuję jedyne miasto wojewódzkie w Polsce, gdzie podczas spisu powszechnego uliczne plakaty trzech różnych opcji narodowych mogą walczyć o umysł tej samej osoby. Uwielbiam ponazistowski gmach urzędu wojewódzkiego ze sterczącą ponad nim Wieżą Piastowską, to pewnie jeden z lepszych kadrów na obecnych ziemiach polskich. Uwielbiam całą Pasiekę, uwielbiam Grunwaldzką, opowieści Andrzeja Hamady, czego ja w Opolu nie uwielbiam.

 



Spotkanie z Zbigniewem Rokitą na scenie plenerowej Festiwalu Książki w sobotę 8 czerwca o godzinie 17.00.

Rozmawiał: Łukasz Śmierciak
Zdjęcia:  Arkadiusz Gola

 Wywiad ukazał się w czerwcowym wydaniu magazynu "Opole i Kropka": www.opole.pl/dla-mieszkanca/aktualnosc/siegnij-po-czerwcowe-wydanie-magazynu-opole-i-kropka

 

Dane kontaktowe
Wydział Promocji
ul. Szpitalna 3b-5-7
45-010 Opole
bp [at] um.opole.pl
Lokalizacja