Koperta ze znakiem małpki.

urzadatum [dot] opole [dot] pl

Strona z projektami dofinansowanych z funduszy europejskich realizowane przez Miasto Opole
Strona z informacją o projektach dofinansowanych ze środków budżetu państwa
Strona główna elektronicznej platformy usług administracji publicznej
Strona Biuletynu Informacji Publicznej Urzędu Miasta Opole
udostępniony zestaw kanałów informacyjnych RSS strony www.opole.pl
Tłumacz języka migowego
tekst łatwy do odczytania ETR
Miasto
Sport

Legenda Odry - rozmowa z Antonim Piechniczkiem

mural Odry

Antoni Piechniczek jest jednym z najwybitniejszych polskich trenerów piłkarskich. Z pewnością najwybitniejszym Odry Opole. To zrozumiałe, że podczas odsłonięcia muralu klubu, którego jest centralną postacią, nie mogło zabraknąć Pana Antoniego. A my skrzętnie skorzystaliśmy z okazji, aby razem z nim powspominać. A jest co!

 


Na zdjęciu dwie piłkarskie legendy – trener Piechniczek i komentator Szpakowski. Fot. Jerzy Stemplewski.

 

– W Opolu wszędzie miał pan drzwi otwarte. Coś się w tej kwestii zmieniło?
Na szczęście nic się nie zmieniło. Ilekroć tu przyjeżdżam, wracają najwspanialsze wspomnienia. Nawet gdybym z jakiegoś niezrozumiałego powodu miał zapomnieć, to wraca świadomość, że moja wielka trenerska przygoda rozpoczęła się właśnie w Opolu. Każdy kawałek tego pięknego miasta przypomina mi, że działy się w Opolu ważne dla mnie rzeczy. Weźmy ulicę Oleską. Czuję, jakby była moja. A przy niej jest mój stadion.

– I piękny mural Odry Opole, dzięki któremu jest okazja porozmawiać.
– Myślałem, że mnie „wkręcają” mówiąc, że w Stolicy Polskiej Piosenki będzie mural Odry Opole, a ja mam przyjechać na jego otwarcie.

– Chyba nie wyobrażał Pan sobie, że takie wydarzenie może się odbyć bez Antoniego Piechniczka?
– To wspaniałe, że jestem pamiętany, ale proszę mi uwierzyć, do głowy mi nie przyszło, że w mieście, gdzie na muralach królują Anna Jantar, Michał Bajor czy Krzysztof Krawczyk znajdzie się miejsce dla mojej kochanej Odry i mnie osobiście. Wzruszające.



– Pamięta Pan pierwsze spotkanie z Odrą? To było chyba jeszcze w roli piłkarza? O ile źródła nie kłamią, w barwach Zrywu Chorzów rywalizował Pan przeciwko Odrze w półfinale mistrzostw Polski juniorów.
– Wywalczyliśmy mistrzostwo Polski juniorów właśnie kosztem drużyny z Opola. Miałem w tym spory udział, bo strzeliłem wtedy bramkę.

– Jeszcze jakieś wspomnienie?
– Dopiero po latach uzmysłowiłem sobie, jaki Odra miała dobry zespół wtedy. To była prawdziwa wizytówka Opolszczyzny jeśli chodzi o pracę z młodzieżą. Pamiętam Julka Mariańskiego, który miał talent do wynajdowania uzdolnionych chłopaków dla Odry. Osobiście skromny, uczciwy i bardzo pracowity. Pozostawił po sobie wielu szkoleniowców, którzy nauczyli się od niego futbolowego rzemiosła.

– Trenerem został Pan jeszcze w piłkarskim kwiecie wieku, mając nieco ponad 30 lat. I kilkanaście miesięcy później trafił do Odry. W jakich okolicznościach? Podobno w tajemnicy odwiedzał Pana ówczesny wiceprezes Feliks Gruchała?
– Został potem moim przyjacielem. Rzeczywiście przyjechał do Bielska Białej wysondować, czy jestem gotowy na przeprowadzkę. Obaj zdawaliśmy sobie sprawę, że informacja o ewentualnym odejściu trenera nigdy nie służy dobrze zespołowi. Feliks wiedział, że zależy mi, aby spokojnie do końca pracować w Bielsku, stąd przyjechał trochę incognito.

– Zależało Panu na przeprowadzce do Opola?
– Oczywiście. W Bielsku mieliśmy dwie okazje na awans do ekstraklasy, ale trochę przez niefrasobliwość działaczy nie udało się. A ja bardzo chciałem pójść wyżej, zrobić sportowy krok naprzód w trenerskiej pracy.

– No to gładko poszło, bo po roku awansowaliście do ekstraklasy.
– Trener musi mieć wizję, koncepcję i filozofię gry, ale do tego potrzebni są jeszcze odpowiedni wykonawcy. A ja miałem wspaniałych. Wyjątkowy w bramce Młynarczyk, stoperzy Adamiec i Wójcicki, z którymi w powietrzu nikt nie miał prawa wygrać. Dalej Gano, Harańczyk, Krawczyk, Wiesiu Korek. Kwaśniewski. Można tak wymieniać i wymieniać. Byliśmy prawdziwą reprezentacją Opolszczyzny, a moim zadaniem było tylko (i aż) wszystko poukładać. Było mi o tyle prościej , że piłkarze utożsamiali się z Odrą, a gra w tym klubie była wielkim wyróżnieniem.


– Kwaśniewski był Pana ulubieńcem. Miał pewnego szczególnego pecha w swojej karierze…
– Jego nieszczęściem był Kaziu Deyna. Piłkarz absolutnie wyjątkowy, w dodatku ikona Legii Warszawa, a z tego klubu było znacznie bliżej po reprezentacyjne zaszczyty. Gdyby trafił na inne czasy, to on zostałby gwiazdą polskiej reprezentacji.

– Z Deyną i Kwaśniewskim wiąże się trochę historia chyba najsłynniejszego Pana meczu w lidze. Po nim Odra wyszła z cienia, a Piechniczka zaczęli wszyscy postrzegać jako mega zdolnego trenera.
– Przy Łazienkowskiej przegrywaliśmy do przerwy 0-2 z Legią. W szatni poprosiłem chłopaków, żeby więcej biegali i zaczęli myśleć na boisku. Efekt był niesamowity. Wygraliśmy 5-3. Bolcek zagrał wtedy kapitalny mecz i ustrzelił hat-tricka. Co się zaś tyczy Deyny, wtedy strzelał ostatnie ligowe bramki. Młynarczykowi wrzucił piłkę za przysłowiowy „kołnierz”. Najbardziej żałowałem jednak, że z powodu kartek nie mógł wtedy zagrać Kwaśniewski. Stanąłby naprzeciwko Kazia i z pewnością byłby to ekscytujący pojedynek dwóch znakomitych piłkarzy.

– Ta wygrana rzeczywiście otworzyła Panu drzwi na piłkarskie salony?
– Ten mecz rzeczywiście otworzył mi ciekawą perspektywę na rozwój. Zaczęto mówić o mnie jako trenerze młodego pokolenia, który potrafi znaleźć wspólny język z piłkarzami. W Sportowej Niedzieli chwalił mnie legendarny Janek Ciszewski. Wspominano też, że trenujemy bardzo mocno. Po pamiętnej aferze na Okęciu prezes PZPN Włodzimierz Reczek musiał wybrać nowego selekcjonera. Wtedy zwrócono mu uwagę na mnie. „Po co daleko szukać? Młody, zdolny, radzi sobie z piłkarzami, potrafi znaleźć z nimi wspólny język, grał w Legii, ukończył Akademię Wychowania Fizycznego, ma bardzo dobre wyniki w Opolu” – mówiono. I tak oto w grudniu 1980 roku zostałem selekcjonerem.

– A wszystko co działo się dalej jest jak piękny sen. W tamtej szaro-burej polskiej rzeczywistości stanu wojennego byliście polskim oknem wystawowym na świat.
– Trudno się z tym nie zgodzić. Wyznaję zasadę, że trener kreuje piłkarzy, a piłkarze trenera. Tak uważałem będąc już w Odrze Opole, a potem w reprezentacji jako selekcjoner. Miałem plejadę wspaniałych zawodników, przed Espana’82 często zupełnie nieznanych. Matysik, Buncol, Kupcewicz, Ciołek. Jestem z nich wszystkich mega dumny, a spotykając się potem z nimi wiele razy przekonywałem się, że oni są dumni ze mnie. Przecież nawet Zbigniew Boniek, właśnie występy na hiszpańskich boiskach, wspomina jako kluczowe w swojej karierze.

– A nie bał się Pan, że po mistrzostwach wielu zawodników zostanie na Zachodzie?
– Ani się nie bałem, ani też nie miałem przecież na to wpływu. Za mojej selekcjonerskiej kadencji nie wrócił z nami tylko bramkarz Jacek Jarecki. Od początku wiedział ode mnie, że brany jest pod uwagę jako bramkarz numer cztery. Przed nim byli oczywiście Młynarczyk, Kazimierski i Mowlik. Z tego co pamiętam, wygrała u niego miłość do dziewczyny, która wtedy już była w RFN.

– A Pana nigdy nie korciło?
– Skąd! Pamiętam jednak, że Bernard Blaut czasami mówił mi, żebym niemiecki paszport sobie wyrobił, wtedy ominą mnie te wszystkie uciążliwe formalności na lotniskach. Śmiałem się, że nie trzeba, postoję w kolejce trochę dłużej i też będzie okej.

– Co Pan teraz porabia?
– Rzadziej ruszam się ze swojej Wisły, choć takiej okazji jak otwarcie muralu Odry nie mogłem przegapić. Oczywiście zawsze dodatkowym bodźcem jest fakt, że tutaj mieszka córka z mężem i wnuki, więc radość jest podwójna. Media wciąż się mną interesują, pytają o zdanie w wielu kwestiach, ale też wiedzą, że raczej trzeba ewentualny wywiad zrobić zdalnie lub u mnie na miejscu. Codziennie kupuję gazety, korzystam z Internetu. Nieskromnie powiem, że dużo czytam i sporo wiem o polskiej piłce, ale wyjazd z Wisły to już dla mnie spora wyprawa. Jeszcze dwa lata temu byłem emerytowanym członkiem  Szkoły Trenerów. Siedzibę ma jednak w Białej Podlaskiej i to dla mnie też obecnie trochę uciążliwe.

– Kiedy znowu będzie okazja porozmawiać?
– Widzę, że nowy stadion prawie gotowy, więc z niecierpliwością czekam na jego premierę. Od tego czasu będzie się tworzyć nowa historia Odry Opole. Wierzę, że znowu wróci do ekstraklasy, bo to nieprawdopodobne, że spadła dwa lata po moim odejściu i nigdy potem nie wróciła do elity. Pora to zmienić.

 


Dwaj przyjaciele – Józef Młynarczyk i Antoni Piechniczek współpracowali ze sobą jeszcze długo po zakończeniu przygody w Odrze Opole.

 

Rozmawiał: Dariusz Król
 

Dane kontaktowe
Wydział Promocji
ul. Szpitalna 3b-5-7
45-010 Opole
bp [at] um.opole.pl
Lokalizacja